-

beczka : Katolik Rzymski

O adrenalinie i dreszczu bardziej zabójczych niż mróz.

Zaliczam do sportów ekstremalnych jazdę na rowerze na dalekie odległości i z tego powodu mam jakby coś wspólnego z innymi ludźmi uprawiającymi tego typu aktywność. Na szczęście dla mnie  nie siedzę jednak w żadnych związkach kolarskich i nie pociąga mnie to jakoś bardziej niż powinno, a muszę przyznać, że o tym myślałem, bo tego typu rzeczy mogą powodować uzależnienie. I to jest pierwsza rzecz o której chcę opowiedzieć.

Przede wszystkim ekstremalna wyprawa podnosi sztucznie naszą samoocenę i daje kopa adrenaliny. Sprawia to, że po wyprawie jest ogromna pokusa żeby po odpoczynku zrobić coś podobnego, albo pojechać jeszcze dalej, ale szczerze powiedziawszy musi być jeszcze ktoś inny kto dodatkowo by nakręcił i zmotywował do takiej aktywności. Może to też być presja otoczenia, lub własnego charakteru, jednak jak mówię najważniejsze jest środowisko przyjaciół, rodziny, znajomych, tak jak z piciem. Nie ma szans żeby nie wypić wódki gdy wkoło tyle najlepszych kolegów. Ja najwięcej jeździłem daleko ze sprawdzonym kumplem.  Zapewne wśród himalaistów jest podobnie, tym bardziej, że nie ma chyba jakiegoś polskiego związku jeźdźców rowerowych, a polski związek himalaistów jest. No więc jest ta pokusa, żeby nie robić już nic innego, żeby tylko żyć w trasie i  podróżować rowerem, i nieustannie podnosić w ten sposób swoją samoocenę, stąd nie dziwię się, że są ludzie, którzy jej ulegają. 

Człowiek na takiej wyprawie bierze pod uwagę ryzyko śmierci, zawsze wkalkulowuje ją w czynniki ryzyka, bez tego nie było by to takie ekscytujące. Zazwyczaj się jednak je bagatelizuje, gdyż ktoś kto przejechał już np. 200 km, nie myśli raczej, że nie da rady kolejnych 50 km. Są oczywiście przykre doświadczenia, ale po odbyciu wspinaczki stoją one po stronie zysków, gdyż można powspominać jak to było z kolegami i opowiadać przygody jakie się przytrafiły. Jeżeli w dodatku czyni się to publicznie, to mamy świetny marketing dla rynku produktów do sportów ekstremalnych.

No i temu należy traktować wszelkie doniesienia medialne o śmierci Tomasz Mackiewicza jako czyste żerowanie mediów na czyjejś śmierci i próbę lokowania produktów. Ci ludzie wiedzą co robią, wiedzą, że ryzykują i jeżeli są szczerzy, to wiedzą, że może się nie udać i wtedy umrą podczas wspinaczki lub zejścia. Wcale nie muszą zresztą umierać, wystarcz, że stracą kończyny na skutek odmrożeń. Jeżeli ktoś musi, bo jest od tego uzależniony, to nie ma siły na takiego wariata, będzie chodził po tych górach, tylko poważny odwyk i izolacja od kolegów coś mogą pomóc. 

Taka aktywność zabiera człowiekowi calutki wolny czas, który można wykorzystać na szukanie pracy i zwyczajne życie. Jest jak używka, bez której ciężko żyć. I myślę, że z tego powodu dużo bardziej niebezpieczna jest właśnie ta adrenalina i ten dreszcz niż wszelkie mrozy i brak tlenu powyżej wysokości 6000 m npm.



tagi: media  rower  jazda  góry  psychologia 

beczka
30 stycznia 2018 12:58
11     1676    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

jestnadzieja @beczka
30 stycznia 2018 16:46

Dzieki!

zaloguj się by móc komentować

kms @beczka
30 stycznia 2018 21:37

Bardzo wiele osób zapomina, że z góry należy jeszcze zejść. A zejście bądź zjazdy są z reguły bardziej niebezpieczne niż samo wejście tudzież wspinaczka. I dlatego partnerowi dziękuje się za wspinaczkę dopiero na dole, kiedy człowiek jest już spakowany i gotowy do powrotu do domu.

zaloguj się by móc komentować


beczka @kms 30 stycznia 2018 21:37
30 stycznia 2018 21:50

Jak ktoś jest doświadczony to zawsze ma jakiś plan na powrót, ale wiadomo jak to jest z planami. No, ale to jest silniejsze od strachu.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @beczka
31 stycznia 2018 06:24

A kościół na pasję już dawno wymyślił celibat. 

zaloguj się by móc komentować

kms @beczka 30 stycznia 2018 21:50
31 stycznia 2018 07:51

Bardzo wiele osób, zdobywszy szczyt zachowuje się tak, jakby uszła z nich cała koncentracja. Zdobyli szczyt, dopięli celu. Zejście jest traktowane jako coś przyziemnego, niegodnego uwagi, a najwięcej wypadków, vide omawiany przypadek, wydarza się podczas wejścia. Z częścią osób już się nie będę nigdy wspinać, ponieważ uwzględniają czas potrzebny na wspinaczkę, ale nigdy nie na zejście. 

zaloguj się by móc komentować

Czepiak1966 @beczka 30 stycznia 2018 21:50
31 stycznia 2018 10:32

"Jak ktoś jest doświadczony to zawsze ma jakiś plan na powrót, ale wiadomo jak to jest z planami. No, ale to jest silniejsze od strachu."

Trochę doświadczenia miałem w poruszaniu się po polskich drogach gminnych i krajowych (czasem około 100 km dziennie przez kilka dni pod rząd), ale z Wrocławia do Pragi przez Jicin i Mlada Boleslav pojechałem totalnie bez planu - tylko z celem: objechać przez dwa dni co się po Pradze da. Udało się. Klasykiem polecę: "strach był" - w 1997 roku komórki do łączności z domem to taki rarytas był, że hej...

Dlaczego bez planu? Ponieważ okazało się po drodze, że ( nie przestudiowałem dokładnie mapy fizycznej ) do czeskiej granicy jest płasko i tylko granica jest wyżej. A póżniej niespodzianka: po czeskiej stronie ciągle pod górkę - do samej Pragi. Po tej wyprawie miałem 69 cm w pasie. Bardzo miło w związku z tym wspominam zjazd z Przełęczy Jakuszyckiej do Szklarskiej Poręby.

Pozdrawiam.

zaloguj się by móc komentować

beczka @Czepiak1966 31 stycznia 2018 10:32
31 stycznia 2018 14:40

" z Wrocławia do Pragi przez Jicin i Mlada Boleslav pojechałem totalnie bez planu"

To nie było za mądre :-) Ja tak tylko jadę rekreacyjnie, poważne podróże zawsze planuję.

zaloguj się by móc komentować

beczka @kms 31 stycznia 2018 07:51
31 stycznia 2018 14:44

Zdobywasz cel i potem powrót jest zazwyczaj bardziej na luzie, ale to nie znaczy, że bez jakiegokolwiek przygotowania. To takie naginanie zasad bezpieczeństwa, a to nie to samo co przygoda.

zaloguj się by móc komentować

kms @beczka 31 stycznia 2018 14:44
31 stycznia 2018 21:27

Pozwolę sobie wyrazić odmienne zdanie. Powrót nigdy nie jest na luzie, a przygotowanie jest zawsze, trzeba wiedzieć skąd można zrobić wycof. A niektórzy z moich znajomych są tak bardzo na luzie, że już się z nimi nie wspinam.

zaloguj się by móc komentować

beczka @kms 31 stycznia 2018 21:27
31 stycznia 2018 22:16

Mogę tutaj mówić tylko za siebie. Zazwyczaj jadę na czas. Muszę dojechac do celu na czas i się spieszyć, żeby za dnia zwiedzić miejsce i jeszcze cyknąć parę fotek. Wracając już nie jadę na czas, bo liczy się tylko bezpieczny powrót. Tak czy inaczej najważniejszy jest plan całej podróży.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować